W roku 1903 Towarzystwo Lekarskie uzyskało od zarządu miasta Krakowa parcelę przy ul. Radziwiłłowskiej 4 (d. Reja) w Krakowie.Siedziba Towarzystwa miała być najnowocześniej wyposażoną budowlą w ówczesnym Krakowie i rzeczywiście taką się stała – centralne ogrzewanie, klimatyzacja, elektryczność. Gmach „Domu Towarzystwa Lekarskiego” zaprojektował architekt Władysław Kaczmarski, a jego fasadę – J. Sowiński.
Zlecenie na dekorację sali posiedzeń DTL powierzył Wyspiańskiemu we wrześniu 1904 roku prezes Towarzystwa, prof. Julian Nowak – wielbiciel jego sztuki i jego przyjaciel. Wyspiański był już wówczas twórca bardzo znanym, jednak było to dla niego spore wyzwanie – po raz pierwszy zaprojektować i zrealizować w całości wnętrze od rozplanowania i kolorystyki, poprzez meble aż do detali.
Planując wnętrza, w dekoracji ścian i elementów wyposażenia wykorzystał motyw kwiatów, których liczne studia znajdują się w Zielniku artysty. W czytelni obecne były róże, natomiast w sali posiedzeń królują pelargonie. Do dzisiaj możemy podziwiać je na fryzie zdobiącym górną część ścian, ale niestety nie przetrwały kilimy i zasłony, gdzie również rozkwitały ich kwiaty.
Meble z sali posiedzeń są proste, szczególnie gdy porównamy je z wcześniejszym projektem masywnych foteli do sztuki „Bolesław Śmiały”. Ich formy wyraźnie zdradzają znajomość Wyspiańskiego osiągnieć wiedeńskiej secesji, co w Krakowie czyli Galicji jest zresztą zupełnie zrozumiałe. Prostota i graficzność drewnianej konstrukcji, interesujące linie łączyn, ciekawe rozwiązane wcięcie w blacie biurka prelegenta to tylko niektóre z cech wyposażenia. Ciekawe plastycznie półkoliste rozwiązanie podłokietników fotelu wzbudza już „na oko” duże wątpliwości. Jak bowiem oprzeć ręce na powierzchni, która nie daje żadnego punktu oparcia? a temu przecież służą podłokietniki. Dodatkowo prosty grzbiet oparcia, nawet przy skórzanym siedzisku, daje nam do myślenia co do komfortu pozycji siedzącej.
Rzeczywiście już współcześni zarzucili fotelom z DTL, że nie są zbyt wygodne. Sam autor odpowiedział na ten zarzut z tak charakterystyczną dla siebie ironią: „Bo też nie powinny być wygodne. Kiedy krzesła są wygodne, wówczas ludzie na posiedzeniach śpią”. Nie wiem na ile wyjaśnienia Wyspiańskiego – że urządził salę tak by ten kto się zdrzemnie zsunął się na podłogę – są prawdziwe. Scenariusz ten jest w przypadku tych mebli jak najbardziej możliwy, jednak jak sądzę odpowiedź ta jest jedynie zgrabnym fortelem w obronie urażonej dumy. Słowa te z jednej strony wzbudzają u nas nieskrywany uśmiech, ale przecież z drugiej trudno odmówić im logiki. Na posiedzeniach się obraduje a nie śpi. Może idąc tropem ironizowania należało by spojrzeć na Wyspiańskiego jak na prekursora projektowania przedkładającego praktyczność ogółu ponad komfort jednostki.
Krystyna Łuczak-Surówka