Dekadę temu prowadząc badania do swojej dysertacji o polskim wzornictwie mebli nowoczesnych lat 50. i 60. odkryłam jedną z zupełnie nieopisanych w literaturze przedmiotu wystaw – krakowski Salon Architektury Wnętrz z roku 1958. Z detektywistycznym zacięciem rozpoczęłam poszukiwania i udało mi się porozmawiać z wszystkimi żyjącymi uczestnikami Salonu. Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy odwiedziłam Witolda Popławskiego. Po 20 minutach rozmowy przy herbatce oraz mojej odpowiedzi na pytania skąd takie zainteresowanie i gdzie piszę doktorat okazało się, że jest on ojcem mojego kolegi ze studiów. Szukałam tego kontaktu ponad rok, a wystarczyło zapytać kolegi „czy mógłbyś mnie umówić z twoim tatą?”
Ten niewielki fotelik po raz pierwszy zobaczyłam przeglądając jedno z moich ulubionych powojennych pism – krakowski „Przekrój”. Fotoreportaż autorstwa Wojciecha Plewińskiego zwracał szczególną uwagę na meble, głównych bohaterów OSAW. Było wśród nich wiele indywidualnych form siedzisk. Oparte na metalowej podstawie wyróżniały się łupinowymi siedziskami uformowanymi z nowych, obok znanych już wikliny i sklejki, materiałów. Krakowska ekspozycja była pierwszym tak szerokim pokazem sprzętów wykonanych z materiałów będących w Polsce nowością: igielitu i winiduru.
Witold Popławski był jednym z młodych krakowskich projektantów, którzy na fali poodwilżowej fascynacji nowoczesnością szukali nowatroskich rozwiązań formalnych z zastosowaniem nowych materiałów. Powołali oni do życia przy krakowskim ZPAP Meblarską Pracownię Doświadczalną. Tu powstawały konstrukcje z giętych metalowych prętów stając się podstawą mebli sprzedawanych do wnętrz użyteczności publicznej i domów prywatnych. W baraku na dziedzińcu ZPAP na ul. Łobzowskiej pracował spawacz, któremu plastycy powierzali swe projekty. Był spiritus movens krakowskich metalowych konstrukcji.
Konstrukcja fotela Popławskiego jest niezwykle prosta, ale i zarazem przemyślana. Dwa metalowe okręgi (mniejszy i większy) nie łączą się ze sobą bezpośrednio. Spaja je konstrukcja trzech nóg, z których każda układa się w kształt litery V idealnie pełniącą rolę łącznika. Pomiędzy metalowymi okręgami promieniście rozchodzi się linka igielitowa w intensywnym pomarańczowo-czerwonym kolorze, tworząc siedzisko wyglądające niczym misa lub muszla. Linka oplata mniejszy okrąg, następnie kieruje się w stronę większego, gdzie zatacza parę kół by powrócić w dół. Taki zwielokrotniony oplot u góry pozwolił uformować siedzisko równomiernie niczym wachlarz. Gra linii prostych i okręgów jest podstawą kompozycji, której cechą charakterystyczną jest ażur. Dodaje to lekkości temu i tak drobnemu w proporcjach fotelowi.
Nowy paradygmat konstrukcji łupinowych był intensywnie eksploatowany przez projektantów drugiej połowy lat 50. Organiczne, ażurowe, abstrakcyjne i odważne w kolorach nowoczesne rozwiązania formalne i technologiczne wzbudzały wśród odbiorców ogromne zainteresowanie. Z drugiej jednak strony u wielu poddawało w wątpliwość ich walory użytkowe. Omówieniu mebli z krakowskiego Salonu towarzyszył między innymi niezwykle zabawny żart rysunkowy „Gdzie podziały się dwa krzesła”, który publikuję w galerii zdjęć. Jednak żarty żartami a krzesła z metalu i igielitu stały się jednym z synonimów poodwilżowej nowoczesności. Siedziano na nich w kawiarniach, sklepach, kinach i domach prywatnych. Niektóre przetrwały do naszych czasów i są świadkami tej mody. Fotelik Popławskiego również przetrwał. I choć nie ma już tak intensywnego koloru jak kiedyś, a i tu i ówdzie widać, że jest wiekowy wciąż jest dowodem tego, że polscy projektanci pomimo deficytu materiałów dysponowali ogromnym potencjałem twórczym.
Krystyna Łuczak-Surówka