Picie kawy było w powojennej Polsce synonimem luksusu, choć trudno byłoby powiedzieć to samo o pitej wówczas kawie. Najlepsza na rynku kawa Marago (od odmiany kawy kolumbijskiej „Maragogype”) dała nazwę wielu barom kawowym. Moda na picie „wina Arabii”, kultywowana w kawiarniach i w domach prywatnych, wniosła rozkwit projektów serwisów do kawy. Powstało wiele nowych wzorów, jednak wśród nich szczególne miejsce w historii polskiego wzornictwa – oraz w moim sercu – zajmują „Dorota” i „Ina” autorstwa Lubomira Tomaszewskiego.
Historia tych serwisów wiąże się z Zakładem Ceramiki i Szkła Instytutu Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie, gdzie w roku 1956 rozpoczął pracę Lubomir Tomaszewski, rzeźbiarz, absolwent warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Pierwsze laty pracy etatowej w IWP to odpowiedź na zadanie stworzenia kameralnej rzeźby porcelanowej, przedmiotu dekoracyjnego i nowoczesnego. Figurki zwierzęce i ludzkie autorstwa Tomaszewskiego i innych twórców Zakładu (Henryk Jędrasiak, Mieczysław Naruszewicz, Hanna Orthwein) zajmują do dziś ważne miejsce na mapie nowoczesnego wzornictwa w Polsce. W twórczości Tomaszewskiego widać wówczas szczególne zainteresowanie postacią kobiecą i w tym miejscu spośród wielu wzorów osobiście wyróżniłabym „Arabkę”, „Czeszącą się” czy „Damę z lustrem”.
Kobiecy akcent obecny jest również w kolejnym zadaniu projektowym, którego Tomaszewski podjął się w IWP już w latach 60. Stworzył sześć prototypów serwisów do kawy. Dwa z nich, które trafiły do produkcji (wzór 1962, produkcja od 1964), noszą imiona jego córek „Dorota” i „Ina”. Oba zaklęte w formach wypukło-wklęsłych, organicznych, przywodzących na myśl kobiece kształty. Wdrożone do produkcji seryjnej przez Zakłady Porcelany Stołowej w Ćmielowie zostały docenione szybko na arenie międzynarodowej zdobywając w roku 1963 złoty medal na I Międzynarodowej Wystawie ICSD (International Council of Societies of Industrial Design – Międzynarodowa Rada Stowarzyszeń Projektowania Przemysłowego) w Paryżu. Dla samego projektanta stały się wręcz biletem do wyjazdu za ocean. Zainteresował się nimi Philip Rosenthal, jednak władze PRL zadbały, by nie doszło do spotkania Tomaszewskiego z właścicielem znanej niemieckiej fabryki porcelany, kiedy przyjechał on do Polski. Tomaszewski rozczarowany brakiem możliwości rozwoju skorzystał z kontaktu nawiązanego w czasie jednej z wizyt studyjnych zagranicznych gości w pracowniach IWP. Poznana tak Ailen O. Vanderbilt, prezes American Craft Council, rekomendowała go jako wykładowcę na Uniwersytecie w Bridgeport w Connecticut, kiedy w roku 1966 przyjechał do USA. Tak, mimo początkowo słabego angielskiego zaczął się nowy etap w życiu Tomaszewskiego. Etap ważny, naznaczony wolnością twórczą, której tak potrzebował a której nie czuł w realiach PRL. Powróćmy jednak do samych serwisów.
„Dorota” i „Ina” dawniej i dziś (serwisy nadal są w produkcji) wzbudzają zachwyt swoimi organicznymi kształtami. Niech nas nie zwiedzie samo piękno formy. Aby stworzyć „idealny serwis” – a takie zadanie postawił sam przed sobą Tomaszewski – projektant zastosował metody naukowe. Uwzględnił prawa mechaniki, ergonomię i cechy fizyczne płynów. Wyszedł od organicznych form i zastosował naukę, by zachować naturalność pochwytu i zarazem zrezygnować z tradycyjnych uszek (wg dokonanej przez Tomaszewskiego analizy tradycyjnych serwisów głównym problemem było obtłukiwanie się wystających detali). Każdy element serwisu – składającego się z dzbanka, kompletu filiżanek ze spodeczkami (choć bywało, że na rynek trafiały serwisy z filiżankami bez spodeczków), mlecznika i cukiernicy – miał być odlewem z jednej formy.
Największe z naczyń – dzbanek – miękko wywija się na górze po obu stronach tworząc krawędzie umożliwiające użytkowanie – intuicyjny pochwyt, wyprowadzenie dziubka oraz zakrycie wlewu. Mlecznik oraz cukiernica, również jednoelementowe i pozbawione uchwytów, idealnie leżą w dłoni. Filiżanki (w obu modelach takie same) można trzymać wprost w dłoni niczym otoczaki lub za delikatne wywinięcie formy z jednej strony. Wywinięcie to jest niczym skrzydło wyrastające z formy dzięki wykorzystaniu pełnego okręgu – krawędź płynnie przechodzi od zawinięcia do wnętrza naczynia do wywinięcia na zewnątrz formując organicznie „uchwyt”. Tych naczyń nie sposób nie dotykać. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mają w sobie konsekwencję budowania formy, którą znamy z natury. Są niczym organizmy żywe, które ewoluują w kierunku najlepszego rozwiązania.
Im bliżej przyjrzymy się tym dwóm serwisom tym bardziej widzimy nie tylko piękno organicznej formy podkreślonej żywym kolorem malatury (zgodnie z założeniem projektanta monochromatyczny natrysk), ale na wskroś ergonomiczne przedmioty użytkowe. Tomaszewski eksplorując granice sztuki, nauki i techniki dążył do uproszczenia formy oraz zwiększenia komfortu nalewania w każdej pozycji i przy każdej ilości płynu. „Ina” ewoluowała w tym procesie poznawczym. Twórca dał sobie czas na przemyślenie cofnięcia górnej krawędzi dziubka dla równomiernego strumienia przy nalewaniu oraz by zapobiec spływaniu kropli na obrus. Zmieniony kształt dzbanka i wywinięcia pochwytu dały schronienie pokrywce wlewu, by uniknąć jej wypadania przy odkładaniu naczynia. Analiza tych form pozwala nam jeszcze mocniej docenić ich piękno, które wynika z mądrego projektowania. To wszystko czyni te dwa serwisy kawowe idealnymi w mojej ocenie. Ta myśl towarzyszy mi, gdy zapalam światło w witrynie, w której stoją u mnie w kuchni. O tym myślę zawsze, gdy piję z któregoś z nich kawę. Nie korzystam z nich na co dzień, to prawda. Jedynie w wyjątkowe dni delektuje się smakiem „czarnego złota” z filiżanki turkusowej „Doroty” lub „Iny” wrzosowej w drobne, białe groszki.
Wczoraj wieczorem wróciłam do domu późno, jak co piątek po dniu wykładów. Na jednym z nich mówiłam o tych serwisach i ich mądrości większej niż uroda. Nie spodziewałam się, że kiedy skończę prace dojdzie do mnie wiadomość o śmierci Lubomira Tomaszewskiego. Odszedł wybitny polski artysta, rzeźbiarz, malarz, projektant, ale dla mnie osobiście twórca moich idealnych serwisów. Urodzony 9 czerwca 1923 roku w Warszawie, odszedł w czwartek 15 listopada 2018 roku, w swoim domu w Stanach Zjednoczonych. W czasie II wojny światowej żołnierz Armii Krajowej i uczestnik Powstania Warszawskiego. Absolwent Wydziału Rzeźby warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych (1955). W roku 1964 otrzymał Złoty Krzyż za osiągnięcia w dziedzinie wzornictwa przemysłowego, a w warszawskiej Kordegardzie prezentowana była jego wystawa rzeźb, ceramiki i szkła. Pięćdziesiąt lat później odebrał przyznany mu przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego złoty medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis (2014).
Pijąc dziś kawę – nieważne czy z filiżanki, szklanki czy kubka – pomyślmy o Lubomirze Tomaszewskim, wybitnym polskim twórcy. Autorze między innymi serwisów „Dorota” i „Ina”, o których tu napisałam. Pochylmy się nad emocjami, które wniósł w nasze życie za sprawą tego, co stworzył. Dla części z nas będą to rzeźby, dla innych malarstwo, dla wielu wzornictwo, które mojemu sercu jest najbliższe. Kilkanaście lat temu miałam przyjemność spotkać Pana Lubomira Tomaszewskiego w jednej z warszawskich galerii. To było na wskroś zaskakujące spotkanie. Po pierwsze niespodziewane. Po drugie niechętnie rozmawiał o tym, co mnie tak fascynowało, czyli okresie pracy dla IWP. Rozczarowanie PRL-owską rzeczywistością, w której machiny twórcy byli uwikłani zarówno na polu sztuki jak i designu, pozostało w nim wciąż żywe. Tak tłumaczę sobie tą naszą rozmowę, kiedy moje oczy świeciły się, gdy mówiłam o projektach lat 50. i 60. o oczy Pana Lubomira Tomaszewskiego ożywiały się, gdy mówił o swoich ostatnich dokonaniach artystycznych. Wracając do domu po tym niespodziewanym spotkaniu myślałam – jak potoczyłaby się historia serwisów, gdyby doszło do spotkania Lubomira Tomaszewskiego z Philipem Rosenthal, założycielem Studio-Line? Czy byłyby to ikony światowego designu a nie tylko polskiego? Na te i inne pytania nigdy nie znajdziemy odpowiedzi. Nie zadaje ich sobie zresztą dziś. Najbardziej zależy mi, byśmy polskie wzornictwo znali i doceniali. Każda okazja jest do tego dobra, a odejście tak wybitnego twórcy z pewnością.
Krystyna Łuczak-Surówka
P.S. Zdjęcie Lubomira Tomaszewskiego dzięki uprzejmości Katarzyny Rij. Zdjęcia serwisów Lubomira Tomaszewskiego z mojej kolekcji designu zawdzięczam Jerzemu Mołoniowi, projektantowi, którego pasją była fotografia i który niespodziewanie odszedł również w tym roku.