Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

Zobacz galerię
7 Zdjęcia
Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

TK-czolowe

Teresa Kruszewska przy pracy na Osiedlu Młodych, po prawej "Muszelki". Zdj. archiwum autorki.

Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

03 T. Kruszewska, ŁAD, Projekt, nr1, 1957, s.18

Teresa Kruszewska, zestaw mebli mieszkaniowych, wystawa XXX-lecia ŁAD, Warszawa, Zachęta, 1956.

Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

TK 10a - muszelka

Tablica"Muszelka" z wystawy Teresy Kruszewskiej, Salon Akademii, IV 2014, ASP Warszawa. Tekst Krystyna Łuczak-Surówka. Opracownie graficzne Barbara Kowalewska.

Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

TK Muszelki

Zdjecie mojego "cudu" czli czterech "Muszelek" po tym, kiedy przywiozłam je do domu.

Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Studyjny projekt kuchni Krystyny Łuczak-Surówki dla marki RUST z pasją kolekcjonowania designu. Salone del Mobile, Mediolan IV 2016, zdj. Jerzy Mołoń

Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

IMG_9337-kopia

Krystyna Łuczak-Surówka, wykład TRADYCJA I NOWOCZESNOŚĆ, CSW Toruń, X 2015, zdj. Adam Antoniuk

Cud Muszelek

Krzesełka "Muszelka" z zestawu mebli mieszkaniowych autorstwa Teresy Kruszewskiej, 1956.

IS9A6077

Krystyna Łuczak-Surówka i "Muszelka" Teresy Kruszewskiej, zdj. INZOMNIA

Każdy kolekcjoner tworzy listy marzeń. Na szczycie takiej listy zawsze są obiekty z kategorii „to byłby cud”. Szanse są jak jeden do miliona. Wiemy, że może nigdy się nam nie uda spotkać, ale marzymy. Czym byłoby życie bez takich marzeń?

Na mojej liście jednym z takich marzeń przed długi czas były krzesełka „Muszelki”. Jeden z najważniejszych projektów Teresy Kruszewskiej, postaci ważnej w moim życiu zawodowym i osobistym. W rozmowach z projektantką, których przez lata tak wiele odbyłyśmy temat ten wypłynął kiedy pracowałyśmy nad jej wystawą (odbyła się w kwietniu 2012, Salon Akademii, ASP Warszawa, zdjęcie planszy). Dwie „Muszelki”, które podarowała warszawskiemu Muzeum Narodowemu podróżowały wówczas z wystawą „Chcemy być nowocześni”. Nie znalazłyśmy ich w prywatnych kolekcjach, więc na wystawę w stolarniach Wydziału Architektury Wnętrz warszawskiej ASP zrobione zostały dwie repliki. Jedna z nich witała gości na początku ekspozycji, dając im szansę bezpośredniego kontaktu. Zmysł wzroku to za mało, by móc ocenić i docenić projekt. Radość zwiedzających, że można usiąść, była dla nas bezcenna.

Z profesor Kruszewską poznałyśmy się osobiście w roku 2004. Od 2009 zaczęłyśmy spotykać się intensywniej a potem pracować nad wystawą, która odbyła się cztery lata temu. Niedługo po niej, ponad trzy lata temu, zupełnie niespodziewanie spotkał mnie cud. Na mojej drodze historyka designu i kolekcjonera stanęły „Muszelki”. Nie jedna, o której zawsze marzyłam, tylko cały komplet czterech sztuk.

Najbardziej rozpoznawalne polskie krzesła spędziły pół roku w warsztacie u pewnego stolarza. Jak powiedziała sama Kruszewska „czekały na mnie”. Zjawiłam się rzeczywiście w ostatniej chwili, bowiem kilka dni przede mną pewna pani oddając fotel do tapicerowania rozważała zakup i obcięcie nóg, by „te małe krzesełka pasowały do pokoju jej córki”. Sytuacja nie należała do najłatwiejszych, ale tak zazwyczaj przy cudach bywa. Stolarz mówił, że „ona może kupi a dała mu fotel do zrobienia, że wróci i że może da mi znać czy kupuje czy nie jak jej zapyta”. Cuda nie przychodzą tak same z siebie (namiar na stolarza zawdzięczam osobie życzliwej, której raz jeszcze dziękuje), podjęłam więc niezwłocznie walkę. W skrócie: pomysł obcięcia nóg nazwałam zbrodnią, wygłosiłam płomienny wykład o polskim wzornictwie i należnym mu szacunku, o tym kim jest Kruszewska i jak jest dla mnie ważna a na koniec – widząc mizerne skutki dotychczasowych działań – odwołałam się do jakże istotnego argumentu finansowego. Zadziałało. Dobiliśmy targu i udałam się po finanse do banku. Taka przynajmniej była wersja oficjalna. W rzeczywistości tamtego dnia nie dysponowałam tak dużą gotówką, niemniej jednak zagrałam va bank – walczyłam przecież o marzenia. Wykonałam telefon do przyjaciół, których odtąd nazywam rodzicami chrzestnymi mojego cudu (ostatnie zdjęcie w galerii, przedstawiające mnie z jedną z moich „Muszelek” jest ich autorstwa).

Przywiozłam „Muszelki” do domu. Około godziny zajęło mi wyjście ze stanu euforycznego zawieszenia w czasie. Siedziałam raz na jednej, raz na drugiej, potem na trzeciej, na czwartej i z powrotem… Czas się zatrzymał. Byłam tylko ja i one. Cztery „Muszelki”. Mój cud. Musiałam nacieszyć się nim sama, zanim podam dalej radosne wieści o zdobyczy.

Wieczorem cudem powstrzymywałam głos rozmawiając przez telefon z profesor Kruszewską. Trzymałam to w tajemnicy, bo byłyśmy dwa dni później umówione. Zrobiłam jej niespodziankę i na spotkanie zabrałam dwie. Patrzyła z góry z okna z czym to ja idę a potem stała na klatce przed swoimi drzwiami czekając aż wyjdę po schodach na samą górę. Pokonując kolejne piętra słyszałam jak powtarza „nie wierzę, nie wierzę”. Tego dnia siedziałyśmy w jej mieszkaniu cały dzień rozmawiając i zachwycając się urokiem oraz siłą tych ponad 50-letnich krzesełek. Podobnie jak ja nie chciała wierzyć, że są aż cztery. Pokazałam jej zdjęcie w telefonie (to zdjęcie, zrobione kiedy przywiozłam je do domu i ochłonęłam ze stanu euforii, które pokazałam Kruszewskiej, trzymam jako pamiątkowe – załączyłam w galerii zdjęć).

Do mnie samej po paru tygodniach doszło, że to nie sen. Wróciłam do stolarza. Po nitce do kłębka odnalazłam właściciela. Z naszych rozmów wiem, że kupił cały zestaw do jadalni – stół i cztery krzesła – z wystawy w PKiN. Po stół niestety się spóźniłam o kilka lat, ale na szczęście krzesełka na mnie zaczekały. Jak powiedziała mi Kruszewska „komu jak komu, ale Tobie Krystynko należały się”. W ten oto sposób po latach stania w warszawskim mieszkaniu a potem przeprowadzce do domu pod stolicą „Muszelki” od pierwszego właściciela przez okres oczekiwania w warsztacie stolarskim trafiły do mnie.

O tym modelu można powiedzieć wiele. Przede wszystkim to, co powtarzam od dekady moim studentom i czego wymagam ucząc ich o polskim wzornictwie –„Muszelka” nie jest pojedynczym projektem, choć przez wielu tak jest postrzegana. Jest częścią zestawu mebli mieszkaniowych. Wraz z tym zestawem Kruszewska debiutowała publicznie na wystawie XXX-lecia Spółdzielni Plastyków ŁAD w warszawskiej Zachęcie w roku 1956 (zdjęcie), jako przedstawicielka najmłodszej wówczas generacji ŁADu. Zestaw obejmował stoły zestawiane, krzesełka i fotel „Muszelka”, leżankę oraz półki nastawne. Atrakcyjna forma krzesełka przyniosła mu uznanie od momentu powstania i tak zyskało status ikony. Status jak najbardziej zasłużony, więc tym bardziej wypada pamiętać o genezie, o całym zestawie mebli.

Samo krzesełko to delikatna wizualnie i materialnie, wytrzymała drewniana konstrukcja o rozchylonych na zewnątrz, zwężających się ku dołowi nogach. Na niej wspiera się siedzisko z uformowanej na kopycie w formę muszli sklejki. Miejsce łączenia warstw materiału na oparciu w oryginalnym projekcie przykrywa oplot z linki igielitowej. „Muszelki”, które kupiłam przetrwały w stanie niemal idealnym (co ciekawe mają oryginalny jednolity kolor, taki sam model widać chociażby na pierwszym zdjęciu w galerii), jedynie linki nie wytrzymały próby czasu. Rozważałyśmy z Kruszewską oplecenie ich ponowne (znalazłyśmy nawet w jej pracowni pudełko ze starymi linkami), ale uznałam, że takie mają dla mnie większą wartość. Brak oplotu pozwala zobaczyć jak wysokiej klasy stolarze pracowali w ŁADzie. Łączenie warstw forniru oraz zeszlifowanie idealnie w szpic miejsc zewnętrznych połączeń pokazuje co roku moim studentom a także gościom wykładów otwartych, jeśli zabieram ze sobą akurat ten mebel (np. rok temu w CSW w Toruniu na wykładzie w ramach Festiwalu Architektury i Wzornictwa TORMIAR, zdjęcie).

W tym roku, dokładnie 60 lat od swojego powstania, „Muszelki” były ze mną na Salone del Mobile w Mediolanie. W moim projekcie studyjnej kuchni dla marki RUST wraz z innymi wybranymi obiektami z mojej kolekcji reprezentowały moją pasję – design (zdjęcie). Patrząc jak wzbudzają uzasadniony zachwyt tłumów chodzących po ekspozycjach RHO Fiera myślałam o tym jak szczęśliwa byłaby widząc to pani profesor.

Wkrótce razem z „Muszelką” jedziemy nad morze. 5 lipca 2016 będzie nas można spotkać w Gdyni ramach Gdynia Design Days. Opowiem o tym projekcie i o samej Kruszewskiej. Inteligentnej, zdolnej, ambitnej kobiecie. Znakomitej konstruktorce. Upartej badaczce możliwości materiału. Tytanie pracy ceniącym prostotę rozwiązań. W jej projektach widzę to, co cenię najbardziej – mądrość i wrażliwość.

Teresa Kruszewska [10.04.1927-6.06.2014], wybitna polska projektantka, którą miałam przyjemność poznać i która obdarzyła mnie ponadpokoleniową, wieloletnią przyjaźnią odeszła w czerwcu dwa lata temu. Pozostały jej projekty i pamięć o niej. Obok mnie w pracowni mój cud – „Muszelki”. W oknie wisi mobil, który dostałam przy okazji zrobionej wystawy. Po prawej dumnie prężą się fornirowe stołki, które Kruszewska zrobiła na stypendium w Rhode Island i które podarowała mi na Gwiazdkę. Naszą ostatnią wspólną Gwiazdkę. W pudłach i na dysku zewnętrznym trzymam zebrane w trakcie porządkowania jej archiwum materiały. Nieznane dotąd projekty jej autorstwa, skany zdjęć, dokumentów, w tym wiele dotąd niepublikowanych. Materiały, nad którymi pracuje.

Na moją książkę o Teresie Kruszewskiej trzeba jeszcze poczekać. Pracuje nad nią etapami, bo praca wykładowcy, bo kończę inne projekty. Jedyne czego mi brak to czasu na wszystkie moje design marzenia. Zawsze kiedy siadam i piszę kolejne fragmenty tekstu w pamięci mam jej uśmiech i głos. Brak mi naszych rozmów. Brak spotkań w jej mieszkaniu. Brak smaku czerwonego „barszczyku” i kaszy. Pamiętam…. Nie mogę uwierzyć, że minęły dwa lata. Ona jedna mówiła do mnie Krystynko i tak już pozostanie.

Krystyna Łuczak-Surówka

Komentarze

komentarzy