Poniedziałek zaczyna każdy ydzień. Niektórzy z nas udają się do pracy, niektórzy do szkoły. Po powrocie też często potrzebujemy miejsca do pracy w domu. Szczególnie ważne jest to dla uczniów. Potrzebują miejsca, gdzie mogą spokojnie odrobić lekcje i uczyć się. Wskazane jest biurko, ale przecież nie w każdym domu jest miejsce na meble tego typu w standardowym rozmiarze.
Normatywy polskich mieszkań z lat 50. zakładały zaledwie 7, a nawet 5 metrów kwadratowych na osobę. W takich warunkach najczęściej trudno było o osobny pokój dziecięcy, a i na meble dla dzieci pozostawało niewiele miejsca. Projektanci proponowali więc rozwiązania wielofunkcyjne, raczej z założeniem komponowania kącików dziecięcych niż urządzania osobnych pomieszczeń.
KĄCIK UCZNIA Hanny Lachert jest projektem, na który nikt do tej pory nie zwrócił uwagi. Przedstawiam go więc z tym większą przyjemnością. W mojej ocenie wyróżnia się kompleksowym rozwiązaniem postawionego zadania projektowego przy jednoczesnym zachowaniu prostoty. Złożony zajmuje minimum przestrzeni. Rozłożony oferuje wszystko to, co potrzebne w miejscu pracy ucznia: siedzisko, blat i półki. I chociaż znam go jedynie ze zdjęcia zaryzykuję stwierdzenie, że wydaje się być łatwy w obsłudze. Wykonany jest z prostych materiałów (drewna i metalu), co z pewnością ułatwiało jego produkcję, choć trudno mi powiedzieć ile takich kącików zrobiono w ŁADzie i jaka ilość stała się uczniowskimi miejscami pracy.
KĄCIK UCZNIA to taki mały mebel-kombajn. Koncepcja niezwykle popularna, ale także potrzebna w czasach kiedy „mieszkanie najmniejsze” było codziennością, a nie jedynie hasłem z wystawy. Projekt Lachert wzbudził moje zainteresowanie od pierwszego wejrzenia i zapadł mi w pamięć, choć znam go z reprodukcji w książce. Jakość ilustracji wynika ze standardu druku sprzed pół wieku. Bardzo bym chciała móc pokazać lepszą fotografię, jednak badania nad historią polskiego designu uczą mnie wiele, w tym i pokory.
Tropy ciekawych projektów zdobywałam często w miejscach, po których bym się tego nie spodziewała. Wbrew temu, co się może innym wydawać przy biurku spędzam najwięcej czasu w końcowej fazie pracy. Najpierw są poszukiwania, czasem wręcz natury detektywistycznej. Mały trop, taki jak na przykład jedno zdjęcie, może stać się początkiem fascynującej historii. I to jest właśnie jedna z tych rzeczy, które lubię w swojej pracy najbardziej.
Krystyna Łuczak-Surówka