Światowa wystawa paryska roku 1925 to – jak dotąd – największy sukces w historii polskiego projektowania na arenie międzynarodowej. Był to niezwykle udany debiut Polski jako suwerennego kraju na wystawie światowej. Pokazaliśmy ekspozycję niezwykle jednorodną i silną w charakterze, zebraliśmy wiele nagród. Jednak nie o nagrody i nie o wystawę mi chodzi. Mawiamy, że „każdy sukces ma wielu ojców” i dziś jednego z ich, a właściwie jego projekt chciałabym przedstawić.
Wojciech Jastrzębowski, jeden z założycieli i członków Warsztatów Krakowskich (później również Spółdzielni Plastyków ŁAD) był w roku 1925 postacią znaną w polskim środowisku twórczym. To projektant wybitny, co widać nawet patrząc na jedno krzesło jego autorstwa. Dlatego bohaterem, którego chcę pokazać jest krzesło-zydel. Z reguły przestrzegam przed wycinaniem pojedynczych mebli z kontekstu, jeśli są na przykład częścią większego kompletu (a ten model jest jednym z elementów zestawu jadalnianego projektu Jastrzębowskiego zaprezentowanego w Paryżu w Galerii Inwalidów). Dziś jednak zrobię wyjątek, bo czasem warto przyjrzeć się z bliska. Kiedy potem oddalimy się o kilka kroków dalej pozostaje w nas swoista ostrość obrazu.
O polskiej ekspozycji w Paryżu w roku 1925 mówimy polskie Art Deco. Wiemy, że żywe wówczas w naszej twórczości inspiracje ludowe stały się na świecie naszą wizytówką. Chcieliśmy i pokazaliśmy się jako kraj o silnej tożsamości pomimo ponad stuletniej przerwy w obecności na mapie Europy. To wszystko prawda. Charakter (lub nawet jak mówimy styl) przedmiotów pokazanych przez artystów w Warsztatów Krakowskich ma cechy wspólne. Ja jednak chcę kolejny raz wziąć do ręki lupę i skierować ją na krzesło-zydel projektu Wojciecha Jastrzębowskiego.
Lubię to zbliżenie. Ilekroć patrzę na ten mebel widzę nie tylko znajomość tradycji. Widzę prostotę formy, przemyślane linie, dopracowaną konstrukcję. Widzę dekoracyjność, choć brak tu rozbudowanego detalu. Widzę wiedzę o drewnie i umiejętność wydobycia zawartych w nim możliwości. To jeden z tych projektów, przed którymi (nawet jeśli nie znamy ich z autopsji a jedynie ze zdjęć) mamy wrażenie, że nie brakuje żądnej kreski, ani nawet kropki. Może dlatego tak trudno ująć to, co chcę przekazać w słowa. Zostawiam więc lupę i polecam jej użycie. To nieduże krzesło, ale pod lupą widać jak wielki to projekt.
Krystyna Łuczak-Surówka